środa, 15 stycznia 2014

Prolog - fragment 2

Była czwarta. Zapowiadały się cztery pracowite dni spędzone w agencji. Nie myślała nawet o powrocie do domu. Została jednak do tego zmuszona, gdyż zapomniała zabrać z sypialni dysk przenośny, na którym znajdowały się pliki z odrzuconymi pomysłami. 


Wolała zmienić istniejące projekty, niż wymyślić coś nowego. Miała mózg przeładowany kosmetykami. Właściwie wizją tego jedynego, unikatowego, cudotwórczego preparatu. Po położeniu na wyjałowioną skórę czterdziestolatki pozwalającego cofnąć się o przynajmniej dwadzieścia lat. Wiek dojrzałej kobiety, skóra nastolatki. Miała tego dość. Postanowiła, że po zamknięciu zlecenia przestanie używać nawet sztyftu. Zamieni się w wyzwoloną, śmierdzącą panią project manager.

Poza tym musiała zabrać ze sobą trochę ubrań. Może lepiej złożyć wymówienie? Nie było to takie proste. Po pierwsze, nie miała na to tyle odwagi. Po drugie, prezes wyszedł z sekretarką „na kawę”. Nie wrócili od południa i nic nie wskazywało na to, że miałoby się to zmienić.

Powiedziała Pawłowi, że będzie za dwie godziny. Pokiwał głową znad komputera. Od dłuższego czasu trzymał w biurku zapasowe T-shity, spodnie i bokserki z postaciami z kreskówek. Faceci mają łatwiej. Na początku chciała skoczyć do pobliskiej Galerii Nowej. Przypomniała sobie jednak o weekendowych zakupach i topniejących środkach na koncie. Do tego ten nieszczęsny dysk. Postanowiła jednak wrócić do domu.

Kopnęła blokadę założoną na przednim kole. W pośpiechu zaparkowała na miejscu dla inwalidów. Nie miała czasu na odkręcanie sprawy ze strażą miejską. Złapała taksówkę. Dopiero w środku przypomniała sobie o bolącej głowie, a właściwie o urywającym głowę pulsowaniu. Epicentrum w skroniach i bolesnych falach napierających na czaszkę. Zmobilizowała się do wysłania smsa do Patrycji. „Nie dam rady z turniejem. Wiem, nawaliłam”. Wyciszyła komórkę, chociaż wiedziała, że jej przyjaciółka tak łatwo nie odpuści.

Zajechali pod jej blok. Chciała poprosić, żeby taksówkarz poczekał na nią, jednak wiedziała, że ta opcja będzie dla niej zbyt kosztowna. Poza tym nie wiedziała, co zabrać. Zapłaciła za kurs i udała się po schodach na drugie piętro. Po drodze złamała obcas w lewym bucie. Nie miała sił na przeklinanie.

Otworzyła drzwi do mieszkania. Panował w nim półmrok. Chciała włączyć światło w korytarzu. Musnęła dotykowy włącznik, żarówka jednak nie zapaliła się. Przepalona, albo korki. Zerknęła na automatyczną sekretarkę. Pulsowało zielone światło. Jednak przepalona. Nie miała siły na jej wymianę. Postanowiła zrobić to za kilka dni, gdy skończy z Enfronem.

Przeszła obok dwumetrowej juki. Minęła równie wysoką figurę wojownika z twarzą jaguara i maczetą w dłoni. Rzuciła na blat komody rachunki i kolorową gazetkę z pobliskiego Tesco. Dotknęła czoła. Miała chłodne dłonie, dzięki czemu na chwilę zapomniała o bólu głowy. Chciała odsłuchać wiadomości. Pewnie dzwoniła mama w sprawie niedzielnego obiadu. W wyobraźni słyszała jej piskliwy, lekko ochrypnięty głos.

Nacisnęła guzik. Usłyszała głośny, wysoki dźwięk automatycznej sekretarki. Przeszedł ją dreszcz. Rano nie było tej figury.

Juka zaszeleściła. Odwróciła się, ale obok rośliny nie stał już wojownik. Zobaczyła cień na ścianie. Odruchowo chwyciła telefon komórkowy. Poczuła przeszywający ból w prawej dłoni i mocne uderzenie w tył głowy.

Ocknęła się. Zobaczyła prawą dłoń leżącą przy komodzie i ten cień na ścianie. Poczuła na plecach dotyk zimnego ostrza. 

- Trochę to potrwa - usłyszała szept w lewym uchu - Chcę, by ból przerodził się w koszmar.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz