– Ty pierwszy – powiedział Kłak.
– Ej, synek, dlaczego ja? – odparł Jerzy.
Obydwaj byli pijani. Zawartość alkoholu we krwi śmiało pozwalała by im myśleć o tegorocznym rankingu największego stężenia alkoholu we krwi. Stali na krawędzi Hotelu Marriot. Kłak trzymał w ręce otwartą butelkę wódki. Spojrzał na przyjaciela.
– Bo wczoraj dałem ci wylizać folię po rollo z kurczakiem, więc możesz mnie w tym wyręczyć – podsunął Jerzemu butelkę.
– Może jednak ty.
– Śmierdzi mi tchórzem – odparł Kłak i pociągnął nosem – Odwagę sprzedałeś na Allegro, czy jak?
– Nie, wysłałem w paczce dla potrzebujących.
– Jak chcesz – Kłak wzruszył ramionami i pociągnął pierwszy łyk – Kolejny punkt w rankingu pizdowatości wędruje na twoje konto.
– O ty – powiedział Jerzy, wyrwał butelkę z rąk przyjaciela i pociągnął kilka łyków – Prowadzę w rankingu ilości wypitej wódy – oddał Kłakowi butelkę, gdzie na dnie pozostała może setka wódki.
– No to ja wygrywam w rankingu zerowania – krzyknął i opróżnił butelkę.
– Dla remisu dopiszę zwycięstwo w zestawieniu tłuczenia – powiedział Jerzy, zabrał przyjacielowi butelkę i śmiejąc się stłukł flaszkę.
Stali na krawędzi wieżowca. Właściwie to kołysali się na niej. Wyglądali jak dwie kukły podłączone do zestawu HiFi. Ich ciała poruszały się w rytm niesłyszalnych dźwięków hitów Rihanny lub Justina Timberlake’a. Co chwila wychylali się w stronę przepaści, by w ułamku sekundy cofnąć się w stronę dachu.
Nie, Kłak i Jerzy nie byli samobójcami. W ten sposób kończyli część imprez. Wchodzili na szczyt wysokiego budynku. Stawali na krawędzi. Obalali pół litra wódki i skakali. Podobnie miało być i tym razem. Nucili radośnie wymyśloną na poczekaniu rymowankę:
Stoję na krawędzi wieżowca,
Widzę skrzydło odrzutowca,
Skoczyć czy nie, oto jest pytanie,
Chyba skoczę na jeszcze jedno chlanie.
– No to jak, siup? – zapytał Kłak i uśmiechnął się do Jerzego.
– Siup z przytupem! – krzyknął i jednocześnie zeskoczyli z luksusowego, nowoczesnego budynku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz